niedziela, 11 września 2016

36. BESO - adopcja psa z fundacji, nasza historia. #niekupujadoptuj cz.1 | Fundacja Molosy Adopcje

Kiedy w styczniu tego roku niespodziewanie odeszła nasza weimarka, omal nie pękło mi serce. Była z nami 7 lat, była spełnieniem moich największych marzeń, ale przede wszystkim wydawała się być zdrowym, i wcale nie starym psem, na którego nagłe odejście nie byliśmy "przygotowani". Mimo, że przez całe życie mieliśmy w domu czworonoga, przez pierwsze dwa - trzy tygodnie całym sercem czułam, że nigdy już nie będę miała psa, że nie będę w stanie go nawet polubić, a co dopiero pokochać, bo to nie będzie moja Etna.


Tygodnie mijały, a ból, jaki czułam powoli przeradzała się w myśl, że dom bez psa wydaje się być pusty, a kupno szarego szczeniaka z hodowli tę pustkę wypełni. Przekonałam do tego pomysłu mojego partnera, i wtedy zdarzyło się coś, co totalnie odwróciło sytuację - mój tata adoptował psa z fundacji. Pojechaliśmy go poznać, i tamtego dnia już wiedziałam, że nie zdecyduję się już nigdy na kupno psa z hodowli, a jedyna opcja, jaką weźmiemy pod uwagę to adopcja. Otworzyły mi się oczy, zmieniłam myślenie.


Beso na stronie fundacji Molosy Adopcje (klik!) wypatrzył Patryk. Nie byłam szczególnie entuzjastyczna, ale zadzwoniłam zapytać o psiaka do tymczasowego opiekuna, ponieważ Beso nie przebywał już wtedy w schronisku, a w domu tymczasowym. Umówiliśmy się na wizytę - odwiedziny, ale opiekun poinformował nas, że wcześniej ktoś inny przyjeżdża przed nami zobaczyć psa. To był pierwszy moment, kiedy pomyślałam oby go nie adoptowali. Udało się. Na stronie fundacji obok zdjęć Beso jeszcze z czasu schroniska przeczytałam:

PILNIE SZUKAMY Dom Tymczasowy/Dom Stały (pies bardzo się stresuje w schronisku, jest problem z jedzeniem, nie radzi sobie) W szczecińskim schronisku siedzi psiak w typie TOSA INU. Siedzi od prawie 2 tygodni więc właściciel nie zjawi się (..) Okropnie płacze za człowiekiem, tęskni, potrzebuje bliskości.


Na wizytę pojechaliśmy do Szczecina, był 6 marca. Spotkaliśmy się z tymczasowym opiekunem na spacerze, przyszedł z psem, i od pierwszej chwili totalnie się w nim zakochaliśmy. Padał deszcz, więc spacer nie był długi, ale nie potrzebowaliśmy ani minuty więcej, żeby podjąć decyzję o adopcji. Mimo, iż wszystko tego dnia działo się szybko, była to decyzja w pełni przemyślana i świadoma.


Standardowa procedura adopcji psa z fundacji składa się z ankiety, spotkania, wizyty przed adopcyjnej i dopiero po tym fundacja podejmuje decyzję o przyznaniu psa starającym się o niego ludziom. My mieliśmy szczęście i dano nam spory kredyt zaufania, ponieważ droga do adopcji Beso była krótsza, i jeszcze tego samego dnia pies wrócił z nami do domu! Emocji, jakie nam towarzyszyły nie da się opisać słowami. 


Beso w chwili adopcji był 5 letnim, wychudzonym psem w typie rasy Tosa Inu. O jego przeszłości nie wiemy zbyt wiele - został znaleziony błąkając się po ulicy w Szczecinie. Niecały miesiąc przebywał w schronisku, kolejne trzy tygodnie w domu tymczasowym. To okres prawie dwóch miesięcy, kiedy nikt go nie szukał..  Nie znamy jego wcześniejszego imienia, nie wiemy jak wyglądało jego życie. Wiemy natomiast, że był bardzo wychudzony, z odleżynami na łapach i prawie bez zębów.. Wnioski możecie wyciągnąć sami - jego życie nie było usłane różami. Wiemy też, że mimo całego zła, jakiego doświadczył, bardzo kocha ludzi, okazuje to na każdym kroku, i tego samego potrzebuje od człowieka - nieustannej uwagi, jest ogromnym pieszczochem. Od początku pobytu u nas dostał imię BESO, co po hiszpańsku znaczy buziak


Dalsza część historii naszej adopcji Rudego niebawem, w kolejnym poście. Tymczasem stay tuned i #niekupujadoptuj !



Zdjęcia ze schroniska i domu tymczasowego pochodzą ze strony Adopcje Tosa Inu.

1 komentarz: